Józef Mularczyk - 90-letni artysta
Najdroższy sercu obraz - który namalował dla Stanisława Ferenca w Lęborku w 1949 roku FOT. MAŁGORZATA WIĘCEK
Mimo że ma ponad 90-lat nadal tworzy. Maluje, wystawia, planuje. Józef Mularczyk to wszechstronny artysta: malarz, muzyk, lutnik, ale także pedagog. Z Bochnią związany jest od ponad trzydziestu lat. - Dziś nie wyobrażam sobie życia w innym mieście - mówi z przekonaniem.
Urodził się na Morawach 14 lipca 1916 roku. Uczył się wTarnowie, w tamtejszym Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego. Po maturze rozpoczął studia na krakowskiej ASP. Malarstwa uczył się w pracowniach Władysława Jarockiego i Fryderyka Pautscha.
Pierwsze obrazy poświęcił jednemu z najpiękniejszych zakątków Karpat Wschodnich - Huculszczyźnie.
Bywał tam zresztą bardzo często. Odwiedzał swojego dobrego przyjaciela - także malarza Norberta Okołowicza, który kierował Towarzystwem Przyjaciół Huculszczyzny. Po wojnie Mularczyk trafił do Lęborka. Malował, ale też pracował jako opiekun zbiorów historycznych. Dzięki niemu w miasteczku powstało muzeum.
WLęborku założył też szkołę muzyczną, którą prowadził przez trzy lata. W 1955 roku trafił do Zakopanego . Był nauczycielem w Państwowym Technikum Sztuk Plastycznych i Liceum Ogólnokształcącym. Wychował wiele pokoleń.
- Zakopane było przełomem w twórczości artysty. Dzięki niemu w pełni powrócił do malarstwa. Poddał się urokowi tatrzańskiego krajobrazu i szlachetnej prostocie sztuki podhalańskiej - wyjaśnia Jan Flasza, dyrektor bocheńskiego Muzeum im. Stanisława Fischera, organizator wielu wystaw artysty.
Przygoda z Bochnią
Do Bochni ściągnęli artystę Maria Bielawska, dyrektorka biblioteki i Stanisław Ferenc - przyjaciel z Lęborka. Był rok 1974. Zamieszkał w bloku, przy głównej ulicy miasta. W jednym z pokoi urządził pracownię.
- Dużo wówczas malowałem. Były to pejzaże ukochanych Tatr, ale też Bochni - wspomina artysta.
Szczególnie upodobał sobie okolice ulicy Trinitatis. Na swoich płótnach uwieczniał też zakątki Lipnicy Murowanej, Nieszkowic Małych oraz Pierzchowa. W Bochni powrócił do swoich morskich fascynacji. W latach 70. powstał cykl obrazów marynistycznych.
Salon w bibliotece
Nie tylko malował. To dzięki niemu przy bocheńskiej bibliotece organizowano salony artystyczno-literackie, czyli spotkania i prezentacje twórczości utalentowanych artystów.
- W samej bibliotece Józef Mularczyk miał zresztą wiele wystaw. Nasi czytelnicy mogli podziwiać jego wspaniałe dzieła także w ubiegłym roku podczas wystawy zorganizowanej z okazji 90. urodzin - mówi Anna Stolarczyk, starszy kustosz bocheńskiej biblioteki.
Większą wystawę, też z tej okazji, zorganizowało bocheńskie muzeum.
Otoczony górami
W Bochni żyje otoczony obrazami i pamiątkami przywiezionymi z ukochanego Zakopanego. Specjalne miejsce zajmują skrzypce, które sam zrobił w 1965 roku.
- Użyłem do ich wykonania drewna ze świerka znad Morskiego Oka - wyjaśnia artysta.
Na skrzypcach zagrał w Bochni podczas spotkania noworocznego, zorganizowanego 15 lat temu w miejscowej bibliotece. Jego znajomi, przyjaciele mogli wówczas usłyszeć kujawiaka oraz poloneza Ogińskiego "Pożegnanie Ojczyzny".
Specjalne miejsce w niewielkim mieszkaniu artysty zajmują także meble jego autorstwa. Przywiózł je z Zakopanego.
Zdrowe życie
Józef Mularczyk żyje w zgodzie z naturą. Zdrowo się odżywia, przestrzega diety.
- Jadam dużo ryb, unikam tłuszczów zwierzęcych. Bardzo lubię zieloną pietruszkę, szczypiorek. Przepadam za owocami - zdradza.
Codziennie pije przynajmniej 1,5 litra wody. Sporo w tej specjalnej diecie także ziół, wśród których specjalne miejsce zajmuje melisa i arcydzięgiel - litwor, oczywiście przywieziony z Zakopanego i hodowany w doniczce na parapecie.
Codziennie spaceruje. Zapewia, że dobra kondycja to efekt pokonywania dziesiątków schodów, a że mieszka na czwartym piętrze, ta gimnastyka jest pewną koniecznością.
Ukochane góry
Mimo ponad 90 lat Józef Mularczyk nadal tworzy. I wystawia. Kilka dni temu odbył się wernisaż prac artysty w zakopiańskiej galerii "Willa Orla" (...). Józef Mularczyk wystawił tam najpiękniejsze górskie pejzaże. Wśród wielu gości nie zabrakło uczniów artysty. Był także chrześniak Jana Kasprowicza, 97-letni Franciszek Marduła, lutnik, z którym Mularczyk pracował niegdyś w Zakopanem. W tej chwili artysta przygotowuje się do kolejnych wystaw. Chce też malować. Już wie, że będą to górskie pejzaże. Ale wie też, że nie poprzestanie tylko na tym.
MAŁGORZATA WIĘCEK
źródło: "Gazeta Krakowska - Tarnowska", 22.09.2006
“bardzo mile miejsce”
Wygodny pensjonat, ok 10 min drogi od Krupówek. Obsługa bardzo mila i pomocna. Pokoje czyste i przyjemne, chociaż bardzo mocno ogrzewane. Łazienka czysta i dość duża. Lóżka wygodne. W pokoju czajnik i mała lodówka. Wspaniale śniadanie, obfite i urozmaicone.
Piękny pensjonat w góralskim stylu, położony blisko Krupówek. W pokojach bardzo ciepło, wygodne lóżka i ładne łazienki. Mila obsługa, smaczne śniadania i przystępna cena. Poza tym kącik zabaw dla dzieci oraz sala integracyjna, w której można było zorganizować sobie miły wieczór w większym gronie.
“Miły Pobyt”
Bardzo dobry obiekt, czysty, miła obsługa. Pokoje dobrze wyposażone. Super śniadania. Obiekt położony blisko centrum. Dla dzieci przygotowany jest kącik zabaw bezpłatna wypożyczalnia sanek oraz biblioteka. Cena za nocleg do zaakceptowania.