Press about Us
Zapraszamy do zapoznania się z artykułami prasowymi na temat Willi Orla
"Zojdy" na szkle malowanie
Zakopane. "Żeby nie zatracić korzeni..." - to tytuł wystawy malarstwa na szkle Zofii Majerczyk-Owczarek, którą otwarto w zakopiańskiej Galerii Sztuki Willi Orla. Wernisażowi towarzyszyła dyskusja na temat tożsamości ludzi Podhala, którą poprowadził znany regionalista Józef Pitoń.
- Życiorysem Zofii Majerczyk-Owczarek, przez wszystkich zwanej "Zojdą", można obdzielić kilka osób, więc tylko powiem - góralka, matka, artystka - mówiła podczas wernisażu Elżbieta Samek-Czapla, inicjatorka wystaw w Willi Orla. - Moim założeniem jest pokazywanie w galerii zarówno sztuki ludzi tworzących na Podhalu, jak i zapraszanie artystów z całej Polski.Zofia Majerczyk-Owczarek podczas otwarcia wystawy opowiadała licznie zgromadzonym gościom o początkach swojej twórczości. - Obrazki na szkle zaczęłam malować w Związku Podhalan, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, w wieku ośmiu lat - wspominała. - Potem nie malowałam przez ponad 30 lat, ponieważ nie miałam na to czasu. Były inne zajęcia jak haft, Związek Podhalan, zespół, praca w radio. W 2000 roku, pełniąc funkcję prezesa Związku Podhalan, zorganizowałam kurs malarstwa i sama też zaczęłam na niego chodzić. I tak po latach wróciłam do malowania.
Na wystawie w Willi Orla można podziwiać nie tylko zaczarowany świat zbójników, juhasów oraz świętych, utrwalonych na szklanych obrazkach, ale również uszyte i wyhaftowane przez Zofię Majerczyk-Owczarek stroje góralskie.(GAB)źródło: "Dziennik Polski", 26.05.2009"Orla" reprezentowała Podhale
Zakopiańska wizytówka w stolicy
W zorganizowanym w Warszawie I Kongresie Samorządowców Polskich wizytówką Podhala była ekipa zakopiańskiej willi "Orla". Jak w gmachu Sejmu RP prezentowano nasz region - opowiada Elżbieta Samek-Czapla (na zdjęciu).
W miniony weekend Towarzystwo Inicjatyw Gospodarczych i Edukacyjnych oraz Klub Polskiego Samorządowca zorganizowały I Kongres Samorzą-dowców Polskich. Dwudniowej imprezie, odbywającej się w gmachu Sejmu RP oraz w "Domu Polonii", przyświecało hasło "Aktywne władze samorządowe kreatorem dobrobytu lokalnych społeczności". Podhale reprezentowała w stolicy m.in. ekipa z zakopiańskiej willi "Orla".Wiodącymi tematami pierwszego kongresu były: polskie samorządy w zjednoczonej Europie, rolnictwo, gospodarka żywnościowa i ochrona środowiska, organizacja, zarządzanie i finanse samorządowe, turystyka, kultura. Na obradach zjawiło się ponad 300 osób.
Kongres Samorządowców Polskich ma na celu stworzenie forum dyskusyjnego z ekspertami z poszczególnych ministerstw, wymianę doświadczeń, a przede wszystkim - silniejszą integrację polskich samorządowców - podkreślali organizatorzy.
Zadowolenia z zaproszenia do reprezentowania Podhala nie kryli właściciele Willi "Orla": Elżbieta Samek-Czapla i Ryszard Czapla.
- Naszą barwną góralską wizytówkę na kongres przygotowałam w klimacie złotej tatrzańskiej jesieni. W nawiązaniu do dziedzictwa kulturowego wykorzystałam zabytkowe przedmioty kultury materialnej, które nie tylko przypominają o latach minionych, ale tym razem posłużyły jako oprawa oryginalnych potraw podhalańskich - mówi artysta plastyk Elżbieta Samek-Czapla.
Góralki z willi "Orla", ubrane w oryginalne stroje, częstowały gości moskolami z masłem czosnkowym, oscypkami i bundzem. Nie zabrakło też specjalności kuchni - kruchego jabłecznika.
- Mam nadzieję, że tatrzańskie smakołyki, połączone z urokiem góralek, zostaną na długo w pamięci uczestników kongresu - uśmiecha się Elżbieta Samek-Czapla.(RAV)źródło: "Dziennik Podhalański", 18.10.2004Józef Mularczyk - 90-letni artysta
Mimo że ma ponad 90-lat nadal tworzy. Maluje, wystawia, planuje. Józef Mularczyk to wszechstronny artysta: malarz, muzyk, lutnik, ale także pedagog. Z Bochnią związany jest od ponad trzydziestu lat. - Dziś nie wyobrażam sobie życia w innym mieście - mówi z przekonaniem.
Urodził się na Morawach 14 lipca 1916 roku. Uczył się wTarnowie, w tamtejszym Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego. Po maturze rozpoczął studia na krakowskiej ASP. Malarstwa uczył się w pracowniach Władysława Jarockiego i Fryderyka Pautscha.
Pierwsze obrazy poświęcił jednemu z najpiękniejszych zakątków Karpat Wschodnich - Huculszczyźnie.
Bywał tam zresztą bardzo często. Odwiedzał swojego dobrego przyjaciela - także malarza Norberta Okołowicza, który kierował Towarzystwem Przyjaciół Huculszczyzny. Po wojnie Mularczyk trafił do Lęborka. Malował, ale też pracował jako opiekun zbiorów historycznych. Dzięki niemu w miasteczku powstało muzeum.
WLęborku założył też szkołę muzyczną, którą prowadził przez trzy lata. W 1955 roku trafił do Zakopanego . Był nauczycielem w Państwowym Technikum Sztuk Plastycznych i Liceum Ogólnokształcącym. Wychował wiele pokoleń.
- Zakopane było przełomem w twórczości artysty. Dzięki niemu w pełni powrócił do malarstwa. Poddał się urokowi tatrzańskiego krajobrazu i szlachetnej prostocie sztuki podhalańskiej - wyjaśnia Jan Flasza, dyrektor bocheńskiego Muzeum im. Stanisława Fischera, organizator wielu wystaw artysty.
Przygoda z Bochnią
Do Bochni ściągnęli artystę Maria Bielawska, dyrektorka biblioteki i Stanisław Ferenc - przyjaciel z Lęborka. Był rok 1974. Zamieszkał w bloku, przy głównej ulicy miasta. W jednym z pokoi urządził pracownię.
- Dużo wówczas malowałem. Były to pejzaże ukochanych Tatr, ale też Bochni - wspomina artysta.
Szczególnie upodobał sobie okolice ulicy Trinitatis. Na swoich płótnach uwieczniał też zakątki Lipnicy Murowanej, Nieszkowic Małych oraz Pierzchowa. W Bochni powrócił do swoich morskich fascynacji. W latach 70. powstał cykl obrazów marynistycznych.Salon w bibliotece
Nie tylko malował. To dzięki niemu przy bocheńskiej bibliotece organizowano salony artystyczno-literackie, czyli spotkania i prezentacje twórczości utalentowanych artystów.
- W samej bibliotece Józef Mularczyk miał zresztą wiele wystaw. Nasi czytelnicy mogli podziwiać jego wspaniałe dzieła także w ubiegłym roku podczas wystawy zorganizowanej z okazji 90. urodzin - mówi Anna Stolarczyk, starszy kustosz bocheńskiej biblioteki.
Większą wystawę, też z tej okazji, zorganizowało bocheńskie muzeum.
Otoczony górami
W Bochni żyje otoczony obrazami i pamiątkami przywiezionymi z ukochanego Zakopanego. Specjalne miejsce zajmują skrzypce, które sam zrobił w 1965 roku.
- Użyłem do ich wykonania drewna ze świerka znad Morskiego Oka - wyjaśnia artysta.
Na skrzypcach zagrał w Bochni podczas spotkania noworocznego, zorganizowanego 15 lat temu w miejscowej bibliotece. Jego znajomi, przyjaciele mogli wówczas usłyszeć kujawiaka oraz poloneza Ogińskiego "Pożegnanie Ojczyzny".
Specjalne miejsce w niewielkim mieszkaniu artysty zajmują także meble jego autorstwa. Przywiózł je z Zakopanego.
Zdrowe życie
Józef Mularczyk żyje w zgodzie z naturą. Zdrowo się odżywia, przestrzega diety.
- Jadam dużo ryb, unikam tłuszczów zwierzęcych. Bardzo lubię zieloną pietruszkę, szczypiorek. Przepadam za owocami - zdradza.
Codziennie pije przynajmniej 1,5 litra wody. Sporo w tej specjalnej diecie także ziół, wśród których specjalne miejsce zajmuje melisa i arcydzięgiel - litwor, oczywiście przywieziony z Zakopanego i hodowany w doniczce na parapecie.
Codziennie spaceruje. Zapewia, że dobra kondycja to efekt pokonywania dziesiątków schodów, a że mieszka na czwartym piętrze, ta gimnastyka jest pewną koniecznością.
Ukochane góry
Mimo ponad 90 lat Józef Mularczyk nadal tworzy. I wystawia. Kilka dni temu odbył się wernisaż prac artysty w zakopiańskiej galerii "Willa Orla" prowadzonej przez Elżbietę Samek-Czaplę. Józef Mularczyk wystawił tam najpiękniejsze górskie pejzaże. Wśród wielu gości nie zabrakło uczniów artysty. Był także chrześniak Jana Kasprowicza, 97-letni Franciszek Marduła, lutnik, z którym Mularczyk pracował niegdyś w Zakopanem. W tej chwili artysta przygotowuje się do kolejnych wystaw. Chce też malować. Już wie, że będą to górskie pejzaże. Ale wie też, że nie poprzestanie tylko na tym.
MAŁGORZATA WIĘCEKźródło: "Gazeta Krakowska - Tarnowska", 22.09.2006
Święto Ulicy Kościeliskiej: Między starym a nowym
Tu rodziła się historia Zakopanego, tu nadal toczy się życie z jego urokami i kłopotami. Ulica Kościeliska, zwana zakopiańską starówką, obchodziła swoje święto.
Stałe punkty programu - konkursy na najlepszy wypiek, najładniej ubraną gaździnę, najsmaczniejszą nalewkę, najładniejszy ogródek. Najważniejsze są jednak spotkania mieszkańców, wspólna zabawa, posiady, w które w każdej chwili włączyć się może kto chce. W tym roku było podobnie, choć skromniej. Jakoś rozsypało się zwiedzanie Kościeliskiej z przewodnikiem. W ostatniej chwili odwołany został konkurs na dorożkarza roku. Znakomicie za to wypadły posiady w willi "Orla", połączone z degustacją wypieków i otwarciem wystawy malarstwa Józefa Mularczyka. Nowi na Kościeliskiej gospodarze - państwo Czapla z Krakowa - szybko zasymilowali się ze swoimi sąsiadami i już od kilku lat czynnie razem z nimi świętują. Wydarzeniem towarzyskim był finał, na który do swojego szałasu "Skorusa" zaprosiła ciotka Bułeckula, czyli Zofia Karpiel Bułecka.Jest wtym świętowaniu urok dawnych zakopiańskich lat, gdy był czas na sąsiedzkie spotkania z dobrym jadłem, napitkiem, muzyką, gdy zartowano, plotkowano o sprawach błachych i poważnych, a udział w tym brali wszyscy. I mieszkający tu od pokoleń górale, i ich goście, wśród których byli zafascynowani nimi artyści, literaci, i zwykli śmiertelnicy, którzy chłonęli czar tej folklorystycznej mieszanki. Dzisiejsza Kościeliska nie przypomina tamtej ulicy. Coraz mniej jest przycupniętych chałupek, coraz więcej nowych domów, które choć niby w regionalnym stylu, tak naprawdę zaczynają dominować. Stare domy - parterowe z natury - giną też pod coraz wyższą modernizowaną ulicą, będącą jednocześnie krajową drogą tranzytową. -Jak byłam małą dziewczynką, to na jezdnię wychodziłam wprost - mówi Danuta Walkosz - a wcale nie byłao to tak dawno. Chyba na zawsze przepadła idea urządzenia tu żywego skansenu, czy zabytkowego deptaka, jaki mają inne historyczne miasta. Kilka zadbanych staraniem właścicieli domów to za mało. Coraz więcej jest tych rozlatujących się, przypominających rudery i zaniedbanych.
W ratowaniu ulicy miało pomóc właśnie świętownie na niej. Na pomysł Święta Kościeliskiej wpadła przed laty prawnuczka pierwszego zakopiańskiego restauratora Małgorzata Wnuk. Dzisiaj organizacją imprezy z większym i mniejszym powodzeniem zajmuje się Związek Podhalan. Niewiele jednak z tego wynika. Dawny charakter ulicy zanika. Być może świętowanie sprawi przynajmniej, że nie zginie duch ulicy i kiedyś sprawi, że ponownie stanie się ona centrum Zakopanego.
Tekst i fot. Anna Zadziorkoźródło: "Tygodnik Podhalański", 21.09.2006Na Kościeliskiej: "Bakaliowy śmietnik"
Były pokazy najpiękniejszych strojów góralskich, degustacje nalewek i ciast, konkurs na najpiękniejszy ogródek.
Doroczne Święto Ulicy Kościeliskiej to nie tylko doskonała okazja do wspólnej zabawy, ale też popis umiejętności kulinarnych zakopiańskich gaździn. Nic dziwnego, że w piątkowy wieczór willa "Orla" zapełniła się miłośnikami wypieków wszelakich. Swoje wyroby pod ocenę jury wystawiły: Maria Świerk, Zofia Walczak-Baniecka, Bronisława Kula, Zofia i Józef Janik, Maria Janik, Maria Trzebunia, Zofia Majerczyk, Antonina Cudzich i Zofia Karpiel-Bułecka. Komisja nie miała łatwego zadania - punktowano osobno wygląd i doznania estetyczne, a osobno walory smakowe jabłeczników, serników, placków malinowych i tartoletek.Po mozolnym podliczeniu punktacji okazało się, że zwyciężył "bakaliowy śmietnik" przygotowany w kuchni Zofii Walczak-Banieckiej. Na miejscu drugim uplasował się jabłecznik Zofii i Józefa Janików. Trzecie miejsce zdobyły: sernik z galaretką Marii Janik i placek malinowy Marii Trzebuni. Publiczność głośno domagała się kolejnych porcji "góralskiego rafaello" serwowanego przez Zofię Karpiel-Bułeckę, która tym samym zdobyła Nagrodę Smakosza. Jury zgodnie orzekło jednak, że ze względu na procentowe nasączenie ciasta, zajadać się nim mogą jedynie dorośli. Jury za pracowitość postanowiło też nagrodzić Marię Świerk, która na konkurs upiekła trzy rodzaje ciast.
Wyniki pozostałych konkurencji - jutro.(RAV)
źródło: "Dziennik Polski", 19.09.2006
"Mini holiday in zakopane"
about a 15 minute walk to town centre which was very impressive,ski area 8mins walk and could get on chair lift which takes u up to the top of the mountain with magnificent scenery,the price of food +drink in every bar +restaurant was very reasonable, willa orla is fine as u get more than what u pay for,breakfast is fine ,choice of cereals,eggs, ham,cheese,sausages, staff friendly and helpful ,will go back soon,
An awesome location and a taste of local culture and custom; I hope to return!
There is a ping pong table and pool table downstairs. The breakfast is great, although it does not start unil 8 am, making it difficult to start hiking early. The wooden doors and floors creak a lot, if you are a light sleeper!
"Even better than we expected"
We arrived bleary-eyed straight off the overnight Warsaw-Zakopane bus and the staff kindly let us nap in a spare bedroom before the official check-in time. The room was warm and cosy with a great view and a fantastically large bath that we weren't expecting! Our good experience at Willa Orla was one of the main reasons we had such a great minibreak weekend away :)